Zachęcam do przeczytania:
Źródło: "Przyjaciel Pies" maj 2015.

TEMAT MIESIĄCA: TAK SIĘ RODZI BEZDOMNOŚĆ
 
tak się rodzi bezdomność

Klęska urodzaju.

Szczeniaki są takie słodkie, powie ktoś i będzie miał rację. Ale czy to wystarczający powód, by pojawiły się na świecie? Przepisy jasno określają, które psy można rozmnażać i jakie warunki powinni spełniać przyszli rodzice, by ich potomstwo odziedziczyło dobre geny. Z przypadkowych kojarzeń psów nigdy nie wynika nic dobrego. Maluchy, które przychodzą na świat to wielkie niewiadome. Zagadką jest ich wygląd, osobowość, kondycja fizyczna i psychiczna, a nawet wielkość. Niestety, dorastając, tracą urok charakterystyczny dla dzieci wszystkich gatunków, a wtedy łatwiej się ich pozbyć. Bo po co komu zwierzak piękny inaczej, taki ni pies, ni wydra, albo siedem psów, jeśli właśnie tyle było w miocie...

Szczeniaki dla synka

Renata i Tomasz są bardzo przywiązani do swojej rocznej suczki Luny, rudej kundelki o wielkiej urodzie. Ich syn, sześcioletni Adaś spędza z nią dużo czasu, biegając po podwórku za piłką i bawiąc się w aportowanie. - Taki mały, a już wie, jak obchodzić się z psem - mówi dumny ojciec, który często obserwuje dokazującą parę, by upewnić się, że chłopiec nie zrobi psu krzywdy i na odwrót. Na szczęście nie ma powodu do obaw, oboje doskonale wiedzą, jak powinni się zachować. Widząc, z jaką sympatią Adaś odnosi się do swojej podopiecznej, jego rodzice wpadli na pomysł, by postarać się o szczenięta. - Będą piękne jak nasza Luna. Byłoby najlepiej, gdyby urodziły się wiosną lub latem - planuje mama chłopca. - Kiedy otworzą oczka i zaczną się przemieszczać, będą mogły spędzać dużo czasu na powietrzu, a Adam będzie się nimi opiekował. On tak kocha psy.
Renata nie zastanawia się nad tym, jakie będą konsekwencje pojawienia się szczeniąt w domu. Nie myśli o tym, ile ich będzie, nie kalkuluje kosztów opieki weterynaryjnej czy wyżywienia, nie szacuje, ile czasu będzie musiała poświęcić na to, by nauczyć maluchy niezbędnych umiejętności, jak choćby przestrzegania czystości czy podstaw posłuszeństwa. Nie bierze pod uwagę zniszczeń, których na pewno dokona w domu wesoła gromadka.
Co zrobi, jeśli urodzi się osiem piesków? - Da się ogłoszenie w prasie - przychodzi żonie z pomocą Tomasz. - Nie wolno? To wciśnie się znajomym. Nie zechcą? Może zechcą. W końcu pieski naprawdę będą nadzwyczajnej urody. Ładne czy nie, z pewnością będą wymagać uwagi i przestrzeni w domu. Będą też nieustannie plątać się pod nogami i wywoływać skrajne emocje. Jeśli nikt ich nie weźmie, koszty utrzymania okażą się zbyt wysokie, a cierpliwość właścicieli niewystarczająca, łatwo przewidzieć, co stanie się z pieskami sprowadzonymi na świat przez niefrasobliwych opiekunów pięknej Luny.

Bez rodowodu taniej

tak się rodzi bezdomność Labrador Zorro podobno jest rasowym psem. Justyna i Piotr jeździli po niego z Rzeszowa aż do Nowego Sącza. Zapytani o rodowód odpowiadają, że go nie mają. - Hodowca za papier kazał sobie dopłacić 500 zł. A nas do kupna zachęciła cena pieska, tylko 700 zł, nie chcieliśmy ponosić dodatkowych kosztów - wspomina właścicielka dziewięciomiesięcznego pupila - Ale jego rodzice byli labradorami - dodaje natychmiast. Tymczasem za metrykę nie trzeba płacić. Regulamin Hodowli Psów Rasowych ZKwP nakłada na hodowcę obowiązek wydawania nabywcom szczeniąt wraz z metrykami lub rodowodami eksportowymi (gdy przyszli właściciele mieszkają za granicą). Jeśli hodowca sugeruje nabywcy dopłatę za taki dokument, może to oznaczać, że prowadzi działalność niezgodnie z prawem i liczy na to, że klient, któremu zależy przede wszystkim na psie, sam uzna, że metryka nie jest mu potrzebna (kto chciałby płacić dodatkowe kilkaset złotych?). Jest też drugie wyjaśnienie. W artykule 10a ust.1 Ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt wyraźnie mówi się o tym, że zabrania się rozmnażania i sprzedaży psów pochodzących z niezarejestrowanych hodowli, a więc niemających rodowodu. Zakaz ten nie dotyczy hodowli zarejestrowanych w ogólnokrajowych organizacjach społecznych, których statutowym celem jest działalność związana z hodowlą psów rasowych. Niestety ustawa nie precyzuje, jakie powinny to być stowarzyszenia. Efektem wprowadzenia w życie tego paragrafu po 1 stycznia 2012 roku powstało wiele organizacji teoretycznie spełniających wymogi ustawowe, a praktycznie wydających metryki psom po rodzicach o niejasnym czy nieudokumentowanym pochodzeniu czy też wyglądzie nieodpowiadającym wzorcowi. Każde z takich stowarzyszeń rządzi się własnymi prawami i ustanawia własne zasady. Warto pamiętać, że psy z wydanymi przez nie rodowodami nie mogą brać udziału w wystawach ani być zwierzętami hodowlanymi w rozumieniu regulaminu ZKwP, jedynej polskiej organizacji zrzeszonej w Międzynarodowej Federacji Kynologicznej (FEL).

Pies z dobrej pseudohodowli?

tak się rodzi bezdomność Czytelnicy PP i użytkownicy redakcyjnego portalu pies.pl dzielą się na forum swoimi spostrzeżeniami:
Julia 2oo3 zauważa: Ludzie mówią: - nie będę brał czworonoga z rodowodem, bo jest droższy niż ten bez rodowodu". A potem będzie leczenie, behawiorysta, może pogryziony przechodzień, bo w pseudohodowli psiaki nie są socjalizowane... I to niby nie jest drogie? Znam wielu nieświadomych ludzi, którzy ze względu na cenę kupują psa w pseudohodowli. Zastanówmy się, czy nie lepiej przygarnąć psa ze schroniska? Nierasowy, a za darmo.
Do dyskusji przyłącza się Evily: Ja wzięłam Daisy z takiej "hodowli" - w zasadzie nie wiem, czy można ją nazwać pseudohodowlą... Pieski byty dobrze socjalizowane, całowane, przytulane, spały w ciepłym, czystym mieszkaniu, w kuchni, mogliśmy je odwiedzać, kiedy tylko chcieliśmy. Przy odbiorze suczki dostaliśmy książeczkę zdrowia z wpisanymi szczepieniami i odrobaczeniami. Daisy usunięto nawet wilcze pazury. Pani dała nam też stare legowisko pachnące mamą i szczeniaczkami, żeby psince nie było smutno. Opowiadała, że szuka dla piesków dobrych domów i że dzwonili do niej różni źli ludzie, którzy chcieli wziąć wszystkie naraz, do hodowli, ale ona oczywiście im nie sprzedała. Była bardzo miła, chętnie pokazała nam wszystkie maluchy oraz ich rodziców. Zapłaciliśmy 300 zł (za jamnika długowłosego brała 450 zł). W ogłoszeniach w internecie podawała "Jamniczki bez rodowodu, aniołki do kochania", więc pytanie, czy to pseudohodowla?
Użytkownicy forum mają wątpliwości. Czasem też sami sobie przeczą.
Julia 2oo3 odpowiada: Ja bym powiedziała, że nie. Pseudohodowla to nie tylko brak rodowodu. W pseudohodowli "hodowcy" nie pozwalają oglądać szczeniaczków, bo pieski żyją w złych warunkach, nie są socjalizowane ani zadbane... Według mnie Daisy nie pochodzi z typowej "szarej strefy".
Matylda jest innego zdania: Dziewczyny, przede wszystkim w pseudohodowli psy są bezmyślnie rozmnażane. Odpowiedzialna hodowla ma prowadzić do ulepszenia rasy, a nie kojarzenia "byle czego" z "byle czym". To pasja, nie zysk. Dobry hodowca w każdej chwili jest gotów przyjąć psa do siebie, jeśli właściciel sobie nie radzi lub łamie warunki umowy. Pseudo to nie zawsze brud, smród i ubóstwo, ale też perfumy i atłasy. Pies, nawet najbardziej kochany i wypieszczony, nie może być traktowany jak maszyna do reprodukcji, tzn. zarabiania. Dobry hodowca dba o charakter swoich psów - nie rozmnaża osobników wykazujących zachowania niepożądane, i o ich wygląd.
I jeszcze kilka słów od Czaki: Niestety, myślę, że każdą hodowlę, która nie jest zarejestrowana w ZkwP śmiało można nazwać pseudo. Czy ta pani miała tylko jeden miot, tzw. wpadkę, bo nie dopilnowała suczki? A może byt to kolejny, bo szczeniaki poszły jak świeże bułeczki? Warto się zastanowić, czy dobrze robi ten, kto rozmnaża swojego psa, bo bardzo go kocha... Każda ciąża niesie ze sobą duże ryzyko, a odchowanie szczeniaków też jest kłopotliwe. W ogóle hodowla to nie taka prosta sprawa, jak się większości wydaje.

"Mamusia" nie dopilnowała.

Tu dotykamy kolejnego problemu, który sprawia, że liczba bezdomnych psów rośnie. Do przypadkowego krycia może dojść nawet podczas spaceru. Właściciele nie zawsze są świadomi tego, że ich suka ma cieczkę i nie otaczają jej dostateczną opieką. Puszczona luzem może mieć kontakt z pierwszym samcem, którego napotka na drodze. Zdarza się także, choć trudno wyobrazić sobie taką nieodpowiedzialność, że ludzie trzymają w domu lub obejściu psy różnej płci i pojawienie się szczeniąt jest naturalną konsekwencją takiego stanu rzeczy.
Ewa, właścicielka kundelki Mony i Rona, psa w typie teriera opowiada: - Nie planowałam tego, ale gdy maluchy pojawiły się na świecie, uznałam, że dobrze się składa. W końcu mówi się, że suka raz w życiu, dla zdrowia, powinna mieć szczeniaki. Urodziły się trzy pieski i dwie suczki. Mona doskonale poradziła sobie z ich wychowaniem i psiaki poszły między ludzi - podsumowuje opiekunka pary czworonogów.
Postanowiła wykastrować Rona, ale nim pojechała z nim na zabieg, Mona znów była przy nadziei. Z drugim miotem nie poszło tak łatwo, jak z pierwszym. - Moi znajomi stanowczo odmówili wzięcia szczeniąt pod swój dach. Trzem udało się znaleźć domy niemal od razu, ale trzy przez prawie cztery miesiące kręciły się po domu, nim znalazłam dla nich właścicieli. Gdyby ta sytuacja trwała dłużej, musiałabym szukać pomocy w schronisku albo fundacji. Dobrze chociaż, że zwrócił mi się koszt szczepień - wspomina Ewa, która pobierała za maluchy niedużą opłatę "manipulacyjną". Nie przyszło jej do głowy, że w ten sposób łamie prawo, bo zwierząt nie pochodzących z zarejestrowanych hodowli nie wolno sprzedawać ani kupować, można je tylko oddać/przyjąć za darmo.

 

tak się rodzi bezdomność

Konsekwencje złego wyboru

Dominika nie miała tyle szczęścia, co wypowiadająca się na naszym forum Evily czy właściciele Zorra. Zwabiona korzystną ceną podaną w ogłoszeniu pojechała do hodowcy po wymarzonego beagla. Pokazał jej dwa maluchy, mówiąc, że są ostatnie z miotu. O rodowód nie pytała, bo już w ogłoszeniu było napisane, że to rasowe szczeniaki bez rodowodu. Chciała beagla i żaden papierek nie był jej potrzebny. Pieski wyglądały jak trzeba i wydawały się zadbane, ale przyszła właścicielka nigdzie nie dostrzegła ich legowiska ani matki. Zapytała o nią, jednak hodowca tak zręcznie ją zagadał, że dopiero w drodze powrotnej do domu zdała sobie sprawę, że jej nie odpowiedział. - Wtedy mnie to nie niepokoiło. Dopiero później okazało się, że malec wymiotuje robactwem i boi się każdego głośniejszego dźwięku. Każdy spacer byt prawdziwym koszmarem z powodu hałasów, od których przecież nie można uciec, jeśli mieszka się w mieście. Problemem było także wypróżnianie, bo psiak nie umiał się załatwić na trawnik - wspomina Dominika. - Kiedy stawiałam go na zielonym, trząsł się jak galareta. Z powodu jego lękliwości nie obyło się bez pomocy behawiorysty. Meteor ma już cztery lata, a ja wciąż staram się przewidzieć, jak zareaguje na tę czy inną sytuację. Dzięki temu udaje mi się czasem oszczędzić mu niepotrzebnych stresów. Nauczyłam się też przekierowywać jego uwagę na coś miłego i zawsze mam przy sobie gryzak, który pomaga, gdy pies się zdenerwuje.
Dominika musiała zmierzyć się z jeszcze jednym problemem, tym razem zdrowotnym. Zauważyła, że jej psiak ma trudności ze wstawaniem i chodzi w dziwny sposób, jakby na uginających się nogach. Wybrała się z półrocznym pupilem do weterynarza, który zalecił zrobienie RTG. Okazało się, że beagle ma dysplazję stawów biodrowych i konieczna jest operacja.
Gdyby Meteor miał mniej oddaną właścicielkę, kto wie, jak dalej potoczyłyby się jego losy. Dominika przyznaje, że pierwsze dwa lata wspólnego życia były dla niej bardzo trudne i nie raz zastanawiała się, czy nie zrezygnować. Ale komu miałaby oddać chorego, lękliwego psa? W schronisku jej odmówili, a "zgubić" go nie miała sumienia. Dzisiaj mówi wprost, że gdyby mogła jeszcze raz wybrać pupila, na pewno nie kierowałaby się ceną.

Kochanie, oto prezent dla ciebie

W równie trudnej sytuacji znalazła się Ewelina, mama pięcioletniej Zuzi i dwuletniego Sebastiana, której brat podarował szczeniaka jack russella. - Dzieci będą zachwycone - powiedział.
Można by pomyśleć, że czteroosobowej rodzinie brakowało do szczęścia tylko własnego ulubieńca, ale nie byłaby to prawda. Podarunek nie wywołał okrzyków radości. Ewelina, która na co dzień sama opiekuje się dziećmi i prowadzi dom (jej mąż pracuje w innym regionie Polski i spędza z rodziną co drugi weekend), opisała psa do długiej listy obowiązków. Nie prosiła o niego, nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogłaby go mieć... - Przez pierwszy miesiąc naprawdę się starałam - opowiada jak o najgorszym koszmarze. - Próbowałam uwzględnić w naszym planie dnia potrzeby nowego członka rodziny, ale to było niemożliwe. Nie można iść na spacer z dwulatkiem i trzymiesięcznym psiakiem i upilnować jednego i drugiego, nie można też podczas takiego spaceru zrobić zakupów. I nie można iść z psem na siku i zostawić malucha samego w domu. Patowa sytuacja. A jeszcze trzeba córkę odprowadzić do przedszkola, a potem po nią pójść, oczywiście z wózkiem. Że nie wspomnę o kałużach, które trzeba wytrzeć, podartych gazetach, wygryzionych dziurach, zniszczonych zabawkach - wymienia właścicielka teriera, która trzeźwo oceniła swoje możliwości i zaczęła szukać Brysiowi nowego domu. Zaczęła od zamieszczenia ogłoszeń w internecie. Chciała go oddać za darmo i zależało jej, by trafił w dobre ręce. W końcu się udało. Ewelina do tej pory pamięta ulgę, z jaką patrzyła przez okno za samochodem, którym odjechał niechciany "prezent". - Pies to nie przedmiot, który można wyrzucić, jeśli się nie spodoba. Nie kupujmy go ot tak, jak jeszcze jednej książki czy sukienki - apeluje. - Nie uszczęśliwiajmy nikogo na siłę. Zastanówmy się dobrze, rozważmy wszystkie za i przeciw, póki jest na to czas. Ja sobie poradziłam - mówi ze smutkiem. - Co zrobiliby inni, będąc na moim miejscu?

W typie rasy

tak się rodzi bezdomność Odłowione bezpańskie zwierzęta trafiają do schronisk. Jeśli będą miały trochę szczęścia, zajmie się nimi jakiś wolontariusz, ktoś zrobi dobre zdjęcie i opublikuje ogłoszenie adopcyjne w kilkunastu, a może i kilkudziesięciu popularnych portalach, jak alegratka.pl, olx.pl czy allegro.pl. Aż roi się na nich od informacji o zwierzakach wyglądających na rasowe czworonogi. Od dziesięciu lat szuka im domów Justyna Gettel, która amatorsko zajmuje się fotografią i sama ma adoptowane psy w typie siberian husky. W ciągu dekady udało jej się oddać w dobre ręce ponad dwieście psów.
- Współpracuję z Fundacją "Zwierzęca Polana" i w portalach oraz na forach internetowych publikuje ogłoszenia adopcyjne jej podopiecznych. Psy pochodzą zwykle ze schronisk, w których panują bardzo złe warunki - opowiada. - Ogłaszam też zwierzaki, które sama uratuję z łańcucha albo znajdę w lesie. Korzystam również z Facebooka, na którym ludzie organizują się w grupy pomocy, takie jak "Dam dom","Przygarnę zwierzaka", "Adoptuję". Zajmuję się przede wszystkim psami husky, więc mam kontakt z grupą "Husky w Polsce" i "Psy Północy w potrzebie". Czworonogów wyglądających jak rasowe jest bardzo dużo.
Zdarzają się też osoby, które nie zdając sobie sprawy, że husky to trudna rasa, kupiły szczenię i nie mogą sobie poradzić z dorastającym psem. Jeśli dzwonią, Justyna nie odmawia im pomocy, jedzie na miejsce, przeprowadza wywiad z opiekunem i robi zdjęcia. Potem zaczyna działać, a pupil w swoim dotychczasowym domu czeka na nowego właściciela. Na dziesięć adopcji, dwie są konsekwencją takiej właśnie sytuacji. - Czasem pierwsza rodzina na własną rękę szuka psu nowego lokum. Nie zawsze jest to dobre - podkreśla wolontariuszka. - Nie ma wówczas mowy o tak ważnej wizycie przedadopcyjnej oraz o kastracji czy sterylizacji zwierzęcia, która w przyszłości pozwala uniknąć problemu niechcianych szczeniąt.
Prócz krótkiego opisu i danych kontaktowych Justyna zawsze stara się zamieszczać dwa lub trzy dobre zdjęcia, które pokazują urodę psa i mogą zachęcić do adopcji. Bardzo dużo czworonogów, z którymi się zetknęła, pochodziło z pseudohodowli. - Polskie prawo jest tak skonstruowane, że bezkarnie można dać ogłoszenie: "Sprzedam smycz i obrożę, cena 350 zł, szczeniak gratis" - ubolewa Justyna. Większość nabywców widząc psiaka za kilkaset złotych i drugiego za dwa tysiące, wybierze tego tańszego. Metryka ZKwP nie ma dla nich znaczenia. Niestety nie zdają sobie sprawy, że to właśnie ona gwarantuje, że trzymiesięczny maluch jest zdrowy i wyrośnie z niego piękny pies, a nie niskopodłogowy mieszaniec z jamnikiem, który w dodatku wymaga kosztownego leczenia. Szczeniak zawsze jest słodki, ale kiedy dorasta i zaczyna sprawiać kłopoty, wyrzuca się go i tak trafia do schroniska. Był tani, więc żadna strata - podsumowuje miłośniczka husky i dodaje, że w każdym azylu jest pięć, sześć psów w typie tej rasy. Dla porównania podaje przykład Szwecji i Norwegii, gdzie bezdomności w zasadzie nie ma, są za to wysokie kary za porzucenie czworonoga.

Fabryki bezdomniaków

Ogłoszenia pseudohodowców można zwykle rozpoznać po zaskakująco niskiej cenie szczeniąt. Czasem sprzedający zadowala się zwrotem kosztów utrzymania malucha. Nie ma jednak wielkiej różnicy między wytwórnią szczeniąt a pseudohodowlą domową. W pierwszej szczeniaki produkowane są masowo, a suki zachodzą w ciążę przy każdej cieczce, bo właścicielowi zależy na maksymalizacji zysków. Szczeniąt jest dużo, żyją w brudnych i ciasnych klatkach, i często muszą walczyć o miejsce i jedzenie, które zwykle nie zaspokaja ich potrzeb, bo jest złej jakości. Nikt nie dba o właściwą opiekę weterynaryjną i o ich kontakt z człowiekiem. Skutkiem przedmiotowego traktowania zwierząt są choroby i urazy psychiczne, z którymi potem musi sobie radzić przyszły, skłonny do oszczędności właściciel. Do tego dochodzą choroby genetyczne dziedziczone po nieprzebadanych rodzicach i wady wynikające z chowu wsobnego.
Z kolei na założenie pseudohodowli domowej często decydują się osoby, którym wprawdzie brak wiedzy z zakresu kynologii, ale mają pupila w typie rasy i postanawiają to wykorzystać. Podzielają błędne przekonanie, że suka powinna choć raz w życiu mieć szczenięta lub oczekują łatwego zysku. Szczeniaki przychodzące na świat w takich miejscach są odchowywane w lepszych warunkach, nie zapominajmy jednak, że to wielkie genetyczne niespodzianki. Pod tym względem nie odbiegają od pobratymców pochodzących z wytwórni.
Co roku Straż dla Zwierząt w Polsce odbiera pseudohodowcom setki psów. Na stronie internetowej stowarzyszenia można przeczytać wstrząsające relacje z takich akcji. "W dniu dzisiejszym Straż dla Zwierząt w Polsce przeprowadziła kontrolę na warszawskich Bielanach. W pokoju o powierzchni 8 metrów kwadratowych przebywało 31 psów w typie rasy york, w tym 13 suk rozpłodowych. Psy nie były wyprowadzane na spacer, swoje potrzeby załatwiały na podłogę. Hodowla nie była zarejestrowana ani nie była pod opieką lekarza weterynarii. W skrzynkach sklepowych na warzywa czekało do sprzedania 14 szczeniaków. Z licznych zgłoszeń do Straży dla Zwierząt [wynika, że] osoby, które kupiły szczeniaki nie były w stanie ich uchronić od śmierci, pomimo leczenia [...] . Mamy nadzieję, że dzięki opiece Straży dla Zwierząt i Państwa pomocy uratujemy wszystkie psy."
Chociaż wiele osób angażuje się w pomoc nieszczęsnym stworzeniom, ich los często jest przesądzony. Jeśli przeżyją, a nikt ich nie przygarnie, latami będą patrzeć na świat przez siatki schroniskowych boksów.

 

tak się rodzi bezdomność

Wiele zależy od nas samych

Pamiętajmy, że szczeniaki tylko przez kilka tygodni przypominają słodkie pluszaki. Później ujawnia się ich prawdziwa natura, do głosu dochodzą cechy zapisane w genach i doświadczenia z najwcześniejszego okresu życia. Dlatego nim wpadniemy na pomysł uszczęśliwienia suczki potomstwem albo kupimy malca z niepewnego źródła, zastanówmy się nad konsekwencjami takiej decyzji. Czy warto brać na siebie odpowiedzialność za kilka nowych istnień? Czy warto łamać prawo, kupując nierasowe psy i w ten sposób zachęcać pseudohodowców do dalszej działalności? Czy warto przyczyniać się do tego, by bezdomnych czworonogów było jeszcze więcej?

Autor: Katarzyna Rygiel
Źródło: "Przyjaciel Pies" maj 2015